Później przyszła fascynacja fotografią codzienności, którą nieprzerwanie publikuję tutaj. Następnie zrobiłem kilka zdjęć Praktiką i... zapomniałem o niej prawie na rok. Niedawno sięgnąłem po nią i wypstrykałem resztę filmu. Dawno nie zwijałem kliszy. Popełniłem podstawowy błąd - nie docisnąłem przycisku umieszczonego u dołu aparatu i klisza pękła. Pierwsza myśl - bardzo głupia zresztą - próba szybkiego ocalenia tego, co pozostało. Tak jakby klisza w aparacie gdzieś biegła. Kilka ruchów wystarczyło, żebym znalazł się w łazience pod kocem z aparatem i małym pudełeczkiem na film w rękach. Ostrożnie przełożyłem pozostałości filmu do pudełka, łudząc się, że ocalam wiele kadrów.
Następnego dnia poszedłem do zaprzyjaźnionego sklepu fotograficznego i opowiedziałem tam wszystko, co tu powyżej powypisywałem. Pan z obsługi uśmiechnął się tylko i widząc moje błagalne spojrzenie przyrzekł, że spróbuje wszystkiego, ale nic obiecać nie może. Był wręcz przekonany, że nic z tego nie będzie.
Ocalało niewiele. Cztery dobre zdjęcia sprzed roku. Wybraliśmy się wtedy z żoną do Przemyśla pociągiem. Na pierwszym zdjęciu Iwona siedzi w budynku PKP w Przeworsku. Tam była przesiadka.
Kolejne, zrobione wewnątrz wagonu osobowego.
Następny kadr z widokiem na ulicę Kazimierza Wielkiego w Przemyślu.
I ostatni ocalony, z miłości do Coca-coli, po dobrym kebabie drobiowym.
Z jednej strony to naprawdę niewiele. Z drugiej duża radość, że uchowały się chociaż te cztery kadry. I co ważne, wróciła chęć i determinacja do robienia zdjęć Praktiką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz