środa, 3 listopada 2010

Pozostałości z pękniętej kliszy

Dwa lata temu kupiłem na allegro analogowy aparat o nazwie Praktika MTL 5B. Cel był prosty - nauczyć się i nacieszyć robieniem zdjęć, których nie można zobaczyć od razu na ekranie aparatu. W moim przypadku było tak, że robiąc pierwsze zdjęcia wątpiłem czy cokolwiek wyjdzie. Modliłem się w duchu, żeby wyszło choć jedno czy dwa "w miarę" wyraźne. Końcowy efekt przerósł moje oczekiwania. Z pierwszego filmu zachowało się osiemnaście zdjęć. Wszystkie zachowałem do dziś, co znaczy, że wg mnie nie nadają się na śmietnik. A to spory sukces. Była radość i kolejne filmy, czytanie forów z poradami jak i gdzie ustawiać, wysłuchiwanie pana w sklepie fotograficznym, jak nawijać i zwijać kliszę. W dwóch słowach - szał analogowy. Aparat cyfrowy gdzieś z boku.

Później przyszła fascynacja fotografią codzienności, którą nieprzerwanie publikuję tutaj. Następnie zrobiłem kilka zdjęć Praktiką i... zapomniałem o niej prawie na rok. Niedawno sięgnąłem po nią i wypstrykałem resztę filmu. Dawno nie zwijałem kliszy. Popełniłem podstawowy błąd - nie docisnąłem przycisku umieszczonego u dołu aparatu i klisza pękła. Pierwsza myśl - bardzo głupia zresztą - próba szybkiego ocalenia tego, co pozostało. Tak jakby klisza w aparacie gdzieś biegła. Kilka ruchów wystarczyło, żebym znalazł się w łazience pod kocem z aparatem i małym pudełeczkiem na film w rękach. Ostrożnie przełożyłem pozostałości filmu do pudełka, łudząc się, że ocalam wiele kadrów.

Następnego dnia poszedłem do zaprzyjaźnionego sklepu fotograficznego i opowiedziałem tam wszystko, co tu powyżej powypisywałem. Pan z obsługi uśmiechnął się tylko i widząc moje błagalne spojrzenie przyrzekł, że spróbuje wszystkiego, ale nic obiecać nie może. Był wręcz przekonany, że nic z tego nie będzie.

Ocalało niewiele. Cztery dobre zdjęcia sprzed roku. Wybraliśmy się wtedy z żoną do Przemyśla pociągiem. Na pierwszym zdjęciu Iwona siedzi w budynku PKP w Przeworsku. Tam była przesiadka.


Kolejne, zrobione wewnątrz wagonu osobowego.


Następny kadr z widokiem na ulicę Kazimierza Wielkiego w Przemyślu.


I ostatni ocalony, z miłości do Coca-coli, po dobrym kebabie drobiowym.


Z jednej strony to naprawdę niewiele. Z drugiej duża radość, że uchowały się chociaż te cztery kadry. I co ważne, wróciła chęć i determinacja do robienia zdjęć Praktiką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz